|
Niezwykły list pani Barbary
Nazywam się Barbara i na stałe mieszkam w Kanadzie. Postanowiłam
napisać ten list, bo być może moja historia uświadomi komuś, jak ważni
są w naszym życiu inni ludzie. I jak bardzo powinniśmy dostrzegać w
nich tę samą niezwykłą boskość, która jest w nas.
Zacznę od tego, że jestem osobą dotkniętą bardzo poważnym schorzeniem,
które sprawia, że jestem zdana na opiekę innych. Choroba ma podłoże
genetyczne i niestety bardzo zmieniła moje życie. Jej symptomy
pojawiły się od razu po moim urodzeniu i to właśnie geny sprawiły, że
jestem niepełnosprawna. Zawsze miałam ogromny żal do świata o to, że
akurat mnie pokarał w tak okrutny sposób. Obserwowałam swoich
rówieśników i nie mogłam pogodzić się z tym, że akurat padło na mnie.
Nie wierzyłam w żadne teorie religijne i byłam podobnie jak moja mama
osobą niewierzącą.
Po moim urodzeniu odszedł od nas ojciec i to
wszystko sprawiło, że było nam naprawdę ciężko. Kiedy miałam 7 lat w
życiu mojej mamy pojawił się mężczyzna, z którym bardzo szybko
związała się i po pewnym czasie urodził się mój przyrodni brat. Ten
okres wspominam jako największy koszmar, gdyż świadoma mojego kalectwa
przeżywałam bardzo to, że moja matka odsunie się ode mnie. Nie chcę
opisywać tego, co przeżyłam. Dziś, kiedy jestem już w podeszłym wieku
patrzę na to inaczej, ale wtedy był to dla mnie najbardziej trudny
czas. Mój ojczym nie przepadał za mną i nigdy nie mogłam z nim
nawiązać kontaktu, a moje schorzenie wzbudzało w nim wyraźną niechęć.
Nie mogłam pogodzić się z tym, że moja matka kochała takiego
człowieka.
W latach 70-tych pojawił się lek, który pozwolił mi ograniczyć moją
chorobę na tyle, że mogłam zacząć w miarę normalnie żyć. Problemem
mojego schorzenia były bardzo nieestetyczne zmiany na skórze, które
sprawiały, że byłam skazana na życie w domu niczym w klatce. Zaczęłam
pracować i wyprowadziłam się z domu. To, o czym chcę opowiedzieć miało
miejsce w 1983 roku, kiedy zostałam namówiona przez znajomych do
wzięcia udziału w seansie regresji hipnotycznej (polega ona na tym, że
wprowadza się człowieka w stan przypominający trochę półsen, a pomaga
w tym prowadzący regresję). Zaznaczam, że w ogóle nie wierzyłam, że
taka regresja jest prawdziwa i że istnieje reinkarnacja. Byłam
zupełnie niewierząca i traktowałam teorie o istnieniu duszy jako
niegroźne fantazje naiwnych ludzi.
Przyszłam na to spotkanie w ramach uatrakcyjnienia sobie piątkowego
popołudnia i absolutnie nie spodziewałam się czegokolwiek. W spotkaniu
uczestniczyło 6 osób, a prowadził je Larry Jacobs, który był
doświadczonym człowiekiem w prowadzeniu takich seansów regresji.
W Sali, gdzie miało dojść do naszej regresji, były ułożone materace, a
cała nasza szóstka położyła się w układzie gwiazdy. Prowadzący puścił
uspokajającą muzykę, a potem wydawał nam różne polecenia. Pamiętam
tylko tyle, że w ramach żartu pomyślałam, że bardzo chcę się
dowiedzieć, dlaczego akurat mnie dotknęło w życiu takie nieszczęście i
dlaczego zostałam tak okrutnie oszpecona przez chorobę. Początkowo nic
się nie działo i bardzo dokładnie pamiętam, jak było polecenie wydane
przez prowadzącego seans, aby schodzić po schodach w dół i z każdym
schodkiem mieliśmy cofać się do światła, czy jakoś tak.
I nagle to się stało!
Było to tak niezwykłe, że trudno jest mi to opisać i chyba to jest w
ogóle nie do opisania. Nagle zaczęłam być „w innym życiu”. Byłam
mężczyzną, młodym i bardzo nonszalanckim. Miałam na imię Ted –
pamiętam to wyraźnie. Myślę, że to było gdzieś w USA, ale mogła to też
być Europa. Było ciepło, wokół mojego domu był ogród, a dalej las. Nie
będę opisywała całej wizji żeby nikogo nie zanudzić, ale nagle
zobaczyłam scenę, w której jako ten mężczyzna rozstaję się z kochającą
mnie kobietą. To dziwne, ale czułam, że robię to wyłącznie z własnego
egoizmu, w poszukiwaniu nowej miłosnej przygody. Wiedziałam także, że
ta kobieta jest z jakiś powodów w trudnej sytuacji i w pewien sposób
nawet ją kochałem. Czułem, że po rozstaniu ze mną ona nigdy się nie
podniesie, ale... nie dbałem o to. Podczas tego seansu informacje
przychodziły do mnie jedna po drugiej i trudno mi powiedzieć, skąd
wiedziałam tyle rzeczy o tej całej sytuacji. Czułam, że to rozstanie
jest bolesne dla tej kobiety, że ją bardzo ranię. W pewien sposób
byłam jednak szczęśliwa, czułam satysfakcję i to, że to ja mam
przewagą i ode mnie zależy wszystko.
I wtedy poczułam obecność kogoś bardzo życzliwego, kto był obecny
podczas tej mojej niezwykłej wizji. Nie piszę tutaj o prowadzącym
seans, bo w tym dziwnym stanie świadomości po prostu w ogóle nie
wiedziałam, że on jest – byłam jakby w innym świecie. I ta istota
nagle w jakiś sposób przekazała mi wiadomość, że porzucona przeze mnie
kobieta jest w moim obecnym wcieleniu moją matką. Przez całe moje
życie musiałam walczyć o jej miłość tak samo, jak ona kiedyś walczyła
o moją! Nagle wszystko stało się jasne, zrozumiałam wszystko. Kiedy
zostałam obudzona przez prowadzącego seans zaczęłam płakać i bardzo
długo nie mogłam dojść do siebie. Było to tak silne uczucie, jakiego
nigdy w życiu nie doświadczyłam. Przez wiele tygodni nie mogłam z
nikim o tym rozmawiać. W tym czasie moja matka już nie żyła. Trudno
jest mi to wyjaśnić, ale wtedy zrozumiałam, że moja choroba i
cierpienie było spowodowane błędami przeszłości, że było mi ono
potrzebne, aby się czegoś nauczyć... tak to odebrałam.
Do dziś, a minie niedługo od tego czasu 20 lat, pamiętam to
przejmujące uczucie bólu, z którym pozostawiłam jako Ted tamtą
kobietę. Widocznie w tym życiu moim zadaniem było zrozumieć, że nie
wolno traktować ludzi jak zabawki, które mają służyć dobrej zabawie.
Opisałam moją historię także dlatego, żeby ludzie, którzy ją
przeczytają, podchodzili do drugiego człowieka inaczej. Jest tyle zła
wokół, tyle głupoty w kontaktach między ludźmi. Po tym przeżyciu
jestem przekonana, że w naszym życiu chodzi o coś więcej, że są jakieś
reguły gry, w której uczestniczymy. Porównałabym nasze życie do
szkoły, w której wszyscy musimy pobrać lekcję po to, aby stać się
bardziej doskonałymi istotami. Tak to mnie więcej widzę, choć nie
interesuję się żadną religią lub filozofią.
Moją historię proszę potraktować jako sygnał, który może pokazać, jaki
cel może mieć ludzkie życie. Jeśli tak jest, a ja wierzę w to bardzo,
to uważajcie na każdego człowieka, którego spotykacie w Waszym życiu.
Nigdy bowiem nie wiecie, czy to, co robicie innemu człowiekowi nie
wróci kiedyś w tym czy innym wcieleniu.
Bardzo chciałam to kiedyś komuś opowiedzieć. Od tego czasu pogodziłam
się z życiem i wierzę, że nawet największe cierpienie ma jakiś sens,
choć pozornie wydaje się ono absurdalne.
Barbara
Québec, grudzień 2001
|