|
Dobre chęci
Less Hoduń
Aby zająć się czymkolwiek w swoim
życiu, jakie warunki powinny zostać spełnione? Co takiego powinniśmy
posiadać? Chęci drodzy Państwo, czyż nie? Przede wszystkim potrzebne
są chęci do ruszenia "siedzenia" w pewnym określonym kierunku. Jeśli
nie będziemy czuli potrzeby zajęcia się czymkolwiek wówczas nic się
nie stanie w tej materii, bo wyda się to nam np. bez sensu. A jeśli
nic nie zrobimy w danym kierunku, to nie możemy mieć prawa do
wypowiadania się na tematy, których tak naprawdę chyba poznać nie chcemy
(a przede wszystkim nie rozumiemy). I
nie powinniśmy oczywiście narzekać, że coś nie jest tak, jak byśmy
sobie tego życzyli.
O czym tak enigmatycznie? Otóż mam na myśli wszelkiego rodzaju
"otwartość" niektórych przedstawicieli nauki, osób w pewien sposób
z nauką związanych czy powołujących się krzykliwie na naukowe
autorytety. Dotyczy to odniesienia do potencjalnej możliwości
podjęcia dyskusji lub działań, które mogą wzbogacić naukę o nowe
spojrzenie na Wiedzę.
Jak wiadomo, naukowcy to też ludzie, zdałoby się rzec, więc nic co
ludzkie nie powinno być im obce. Zgadzam się z tym, chociaż kryje się
tutaj pewien haczyk, który potrafi zmrozić delikatnie krew w żyłach.
Otóż od ludzi nauki oczekujemy otwartości na to, co nowe, niezbadane i
tym samym czekające na swojego Kolumba. Odkrywanie stanowi przecież
meritum badań akademickich, które to badania pozwalają dochodzić do
pewnych wniosków i dzięki temu otwierać coraz to nowe bramy,
dotychczas zamknięte.
Nie wiem, czy ktoś czytający wywiady z
naukowcami zwraca uwagę na to, w jaki sposób te osoby wypowiadają się
o najnowszych dokonaniach, odkryciach, etc. Ilekroć słyszy się, że ten czy tamten
temat jest
absurdalny i zajmowanie się nim jest niedorzeczne. Bywa, że po kilku
latach (przeważnie na zachodzie) laboratoria czynią jednak pewien
wyraźny krok w danym kierunku dokonując znaczących odkryć. Okazuje się
wówczas, że osoby wypowiadające się o tym fakcie aż śpiewają z zachwytu. I wtedy jakoś nie
pokazuje się wstydu, że wcześniej było to wyśmiewane, a teraz ktoś
sobie swobodnie o tym mówi. No i co: i tak oficjalnie można robić, bo
ma się tytuł naukowy? A co w takim
razie z tymi wszystkimi, którzy próbują badać Wiedzę z innej strony,
gdzie rozum ludzki nie zagląda?
Jak często nam się wydaje, że wiemy
już wszystko, bo mamy tytuł doktora czy profesora? Czy nie powinna za
tym iść większa chłonność na Wiedzę i ochota na poznawanie coraz
trudniejszych aspektów życia człowieczego? Jeden z wykładowców
uniwersyteckich, z którym swego czasu miałem przyjemność odbyć na
wyjeździe długą i niezwykle bogatą w treści rozmowę, stwierdził ze
smutkiem, że nadawanie tytułów profesorskich ma niejako konotacje
hrabiowskie. To (jak stwierdził mój rozmówca) daje niektórym wrażenie,
że są już wtedy alfą i omegą. A takie zachowanie oznacza, że najwyższy
to czas na radykalną zmianę zawodu, aby nurt nauki w dążeniu do
odkrywania Prawdy nie został zmącony.
Trudno się z tym nie zgodzić.
Kiedy mam okazję rozmawiać np. z poważnie
utytułowanymi przedstawicielami medycyny akademickiej (jak się
ostatnio dzieje), nierzadko (a właściwie prawie zawsze) trafiam na
postawę, jaką zaprezentował transplantolog dr Jerzy Sieńko, który po dłuższej chwili
naszej rozmowy powiedział mniej więcej coś takiego: "Człowiek
jest istotą maluczką wobec Wiedzy. Wiemy zaledwie ułamek procenta z
tego, co przed nami". Wielki szacunek dla takiej postawy! Rozmowa była
bardzo otwarta i kulturalna, czego po takich ludziach oczywiście
oczekujemy a owo stwierdzenie pokazało klasę tego człowieka i jego
ogromną samoświadomość.
Tak samo było w przypadku nefrologa, prof.
Kazimierza Ciechanowskiego. Poświęcił mi on długie chwile zupełnie nie
znając wcześniej ani mnie, ani spraw związanych z UR. Ba!,
profesor zadzwonił z własnej komórki do osoby, którą zamierzał mi
polecić na Sympozjum. Oddał mi słuchawkę, abym z zupełnie obcą mi
jeszcze osobą ustalił szczegóły i sposób kontaktu w sprawie
wystąpienia podczas majowego spotkania. Rozmawiając z profesorem
miałem nieodparte wrażenie jedności duchowej w dążeniu do tego samego
celu. Uśmiech na twarzy prof. Ciechanowskiego i kulturalna dyskusja,
jaka miała miejsce w jego gabinecie, utwierdziła mnie w przekonaniu,
że wiele jest naprawdę wielkich osób na wysokich stanowiskach.
Atmosfera rozmowy była tak przyjazna, że w pewnym momencie
zorientowałem się, iż zasiedziałem się dość długo. Nie usłyszałem
jednak ponaglających słów poza tymi, które dotyczyły tematów naszej
rozmowy.
Panie Profesorze, proszę przyjąć wyrazy najwyższego uznania!
Trochę inaczej wyglądała natomiast sprawa mojego chwilowego kontaktu z
jednym z filozofów wykładających na Uniwersytecie Szczecińskim. Prof.
Max Urchs otrzymał ode mnie zapytanie odnośnie uczestnictwa w II
Sympozjum i prośbę o spotkanie w celu omówienia detali związanych z
wystąpieniem. Wiadomo, że rozmowa w cztery oczy jest najdoskonalszą
formą komunikacji w naszej materialnej rzeczywistości, którą
przedkładam nad wszystko, jeśli chodzi o formy kontaktu. Na moje
zapytanie nadeszła taka oto odpowiedź:
"dziekuje za zaproszenie na sympozjum. Nie wezme jednak udzialu.
Temat jest mi obcy, a po starannym przegladaniu Pana materialow
umiejszczonych w sieci sadze, ze jakakolwiek wspolpraca profesjonalna
bylaby niecelowa. Pracujemy, ze sie tak wyrazam, w roznych swiatach i
jako filozof nauki uwazam, ze nie powinno sie ich laczyc."
No coż, komentarz jest tu zbyteczny. Widać wyraźnie niechęć do
wszystkiego, co inne (chciałoby się powiedzieć: gorsze). Skąd pan
profesor Urchs posiadał wszystkie niezbędne informacje odnośnie
szczegółów planowanych przeze mnie działań? Nie mam pojęcia.
Podobny styl, choć o zdecydowany krok dalej, pojawił się w odpowiedzi
na moje zaproszenie do wystąpienia podczas II Sympozjum, jakie wysłałem
do pani profesor Małgorzaty Kossut z Instytutu Biologii Doświadczalnej
PAN w Warszawie. Pani profesor jest prezesem Polskiego Stowarzyszenia
na rzecz Krzewienia Wiedzy o Mózgu "DANA". Upatrywałem w tym wspaniałą
szansę na interesującą współpracę i nieocenioną szansę na poznanie
nowych, ważnych informacji. To także niezwykle wartościowy punkt
widzenia w dyskusji na temat związany z II Sympozjum. Oto odpowiedź,
która dotarła następnego dnia:
"Zdecydowanie nie. Zajmuja sie Państwo plotkowaniem,
a mnie interesuje nauka".
Hmmm... Cóż można powiedzieć...
Kiedy zadzwoniłem a następnie napisałem do Newsweeka w sprawie
artykułów, o których przedruk chciałem poprosić, również czekało mnie
zaskoczenie. Chodziło mi mianowicie o dwie publikacje z jednego z
ostatnich numerów z 2006 roku: Magia mózgu i Ja poza ciałem.
Artykuły autorstwa Jolanty Chyłkiewicz dotykały tematyki związanej z
mózgiem, którego zagadkę uczeni ponoć rozwiązali. Pierwszy z tytułów
był podsumowaniem kilku zebranych na ten temat materiałów i poruszał
chociażby pojawianie się duchów czy opuszczanie ciała, jako zaburzenia
w pracy naszego organu, który prawdopodobnie odpowiedzialny jest za
produkcję myśli i emocji. Drugi tytuł to wywiad ze szwajcarskim
neurologiem, prof. Olafem Blanke, który z lekkością komiwojażera obala
"mity" związane z fenomenem opuszczania ciała podczas śmierci
klinicznej, jako efekt wpływu pewnych leków podawanych pacjentom
podczas operacji, zabiegu czy innych czynności medycznych.
Na temat tych artykułów pojawi się już wkrótce (na stronach UR) cykl
publikacji, który gorąco wszystkim polecam!
Kiedy poprosiłem o połączenie z działem naukowym Newsweeka, a
konkretniej z red. Chyłkiewicz, opisałem bardziej szczegółowo
wysłanego wcześniej do niej maila z prośbą o przedruk, z informacją o
serwisie, ocharakterze serwisu. Starałem się rzeczowo uzasadnić moje
zainteresowanie tematyką artykułów związanych bezpośrednio z profilem
tegorocznego Sympozjum. Usłyszałem wówczas, że niestety, ale redaktor
naczelna nie wyraża zgody na przedruk, gdyż mój serwis jest - i tu
zacytuję: "za mało naukowy". Zastanowiłem się wówczas, jak
bardzo powinienem ośmieszyć poruszane na serwisie tematy, aby zdobyć
uznanie redakcji Newsweeka? Red. Chyłkiewicz poprosiła wtedy o
przesłanie zapytania do red. naczelnej Doroty Romanowskiej, która na
moją bardzo obszerną i bogatą w treści informację wysłaną do niej
odpisała co następuje:
"Nie wyrazamy zgody na publikacje naszych artykulow na portalu
Ukryta Rzeczywistosc".
I tyle.
Wstrzymam się od komentarza, który i tak nie zmieni naukowego
podejścia osób, do których się zwróciłem. Zastanawia mnie teraz jedno
pytanie, które niejako samo ciśnie się na usta: "Jak daleko
moglibyśmy być w naszym rozwoju, jako ludzkość, gdyby szacunek i
otwarcie wobec siebie i Wiedzy zastąpiły pychę i ignorancję?" Czy
w takim razie należy się dziwić, że świat nauki akademickiej nie
zawsze jest postrzegany nazbyt pozytywnie?
List Otwarty do Prezesa Polskiej Akademii Nauk wciąż pozostaje bez
echa, pomimo ponawianych przeze mnie zapytań odnośnie statusu tego
dokumentu. Nie otrzymałem żadnej odpowiedzi poza potwierdzeniami
odbioru. Czyżby żyli na naszym świecie równi i równiejsi? Dokąd w
takim razie zmierza człowiek i po co ta cała demagogia naukowa o
wyzwaniach, jakie sobie stawia nauka? Komu potrzebne są takie słowa
dla samych słów? Jakie znaczenie ma odkrywanie nowych
kart Wiedzy, kiedy umysły odpowiedzialne za jej poznawanie zamykają się? Jak można czytać to, co
zapisane jest na Jej kartach nie otwierając oczu? I jak to wszystko
później wytłumaczyć tym wszystkim zwykłym ludziom, którzy od nauki są
zależni i w niej pokładają swoje nadzieje?
Ilustracja: autor
|