|
Festiwal, jakich mało
Less Hoduń
Jakiś czas temu
miałem okazję napisać artykuł o temacie, który niecodziennie pojawia
się w kręgach osób komentujących świat tajemnic i jego związki z
naszym nazbyt zwyczajnym nieraz życiem. Nazywał się on
Bezkrwawy horror i
dotyczył tematu dalekowschodnich, rytualnych samookaleczeń, podczas
których krew nie płynie w ogóle lub prawie w ogóle(!). Być może komuś
wydaje się śmieszne rozważanie nad tym, co ktoś akurat wbija sobie w
ciało, ale mam nadzieję, że poniżej uda mi się rozjaśnić temat na
tyle, aby nie pozostawiać niedopowiedzeń.
Zwiedzając ostatnio mój ulubiony portal informacyjny, czyli
Wirtualną Polskę, znalazłem bardzo interesującą galerię zdjęć
wykonanych podczas tegorocznego Festiwalu Wegetarianizmu w Tajlandii i
z tego właśnie powodu postanowiłem temat ten odświeżyć.
Niby festiwal festiwalem...
W naszym, europejskim pojęciu, czy też w pojęciu człowieka, którego
kulturowość odbiega zdecydowanie od klimatów dalekowschodnich, trudno
nazwać festiwalem to, co tam się dzieje. Mimo to imprezy określane
takim właśnie mianem odbywają się cyklicznie i raczej nie zanosi się
na to, że sięgające setek (a może i tysięcy) lat tradycje zostaną
nagle zerwane. Bo to tak, jakby nam ktoś nagle zabrał święta Bożego
Narodzenia czy Wielkanoc.
Ale na "dobry" początek polecam jedno z ciekawszych zdjęć:
Pamiętajcie Drodzy Czytelnicy: nie wolno robić takich rzeczy w
domu!
Znam osoby, które od razu powiedzą: "O matko, jak mi się niedobrze
robi" albo (co ciekawsze) "To jakiś idiota!". I zastanawiam się wtedy
dlaczego ludzie nie potrafią widzieć? Czemu dzisiaj jest tak, że
czytamy i zaraz potem nie wiemy, co czytaliśmy albo nie potrafimy tego
zrozumieć. Nawet, gdy napisane to jest językiem, którego używa każdy
obywatel tego świata. A mając przed sobą takie zdjęcie od razu nas
odrzuca i tworzy wyłącznie wrogie nastawienie. Dlaczego? Fakt, fotka
nie należy do obrazków relaksujących i patrząc na nią po raz kolejny
wciąż krąży mi gdzieś po głowie ciche "ajajj!". Mam również pełne
przekonanie, jak mało wiem o świecie, w którym przyszło mi żyć.
Obrazek ten pokazuje nam jednak bardzo ważne informacje! Jakie?
Przyjrzyjmy się zdjęciu przez pryzmat takich oto kryteriów:
- wiek chłopca,
- wielkość przedmiotów, które trzyma w ustach,
- podstawowe przeznaczenie przedmiotów, które trzyma w ustach,
- wyraz twarzy,
- ilość krwi na jego policzkach.
No właśnie: GDZIE TA KREW?
Jeśli ktoś ogląda takie zdjęcia i myśli "O! jakie niesamowite! Ja też
tak chciałbym się przekłuć!" i zamierza zrobić sobie tak samo, i to
tylko dla samego przekłucia, to oczywiście konieczne powinien
przebadać się psychiatrycznie. Proponuję pomyśleć raczej o tym, co ten
młodziak ze zdjęcia takiego robi, że go ani nie boli, ani nie krwawi,
ani też nie robi to na nim specjalnego wrażenia. A przede wszystkim
pamiętać musimy, że ludzie w Tajlandii nie paradują codziennie z takim
ekwipunkiem w ustach!
Nie polecam oczywiście takich praktyk, ale na pewno powinniśmy
pomyśleć nad kwestią wykorzystania takich umiejętności w naszym życiu.
Czy długo trzeba szukać odpowiednich odniesień? Stomatologia,
operacje, rany cięte, otwarte złamania, porody - że wymienię tylko te,
które przychodzą mi do głowy w tej chwili. Ileż to razy słyszymy, że
ktoś wykrwawił się na śmierć z powodu poważnych skaleczeń czy powikłań
podczas operacji, gdy ubyło za dużo krwi? Czy nie są to ważne
przyczyny, dla których możemy myśleć o zastosowaniu takich praktyk?
Aby jednak przejść do wykorzystania tego typu możliwości w określonym,
dobrym celu, zastanówmy się najpierw, jakie wrażenie robią dziś na
nas, ludziach zasypywanych tysiącami informacji, takie wiadomości? (bo
aby podjąć konkretne działania trzeba je dobrze odczytać i odczuć ich
zasadność) Zapewne nijakie, bo co to nas obchodzi, że coś tam komuś
się stało, albo że ktoś coś osiągnął, prawda? Takich różnej maści
rewelacji media podają dziennie całe mnóstwo, przez co nie utożsamiamy
się z daną informacją, lecz traktujemy ją, jako jedną z iluś tam
zasłyszanych. I to niezależnie od tego, czy treść jest budująca czy
mówi o czymś przykrym.
A teraz pomyślmy o tym, co byśmy powiedzieli lub zrobili mądrego,
gdyby to nagle nam osobiście taki wypadek się przydarzył? Nam lub
komuś z naszego bliskiego otoczenia, jak rodzina, przyjaciele,
serdeczni znajomi? I to w sytuacji, kiedy okazuje się, że nie jesteśmy
w stanie zrobić nic, ani nie ma nikogo w pobliżu? Wtedy tonący brzytwy
się chwyta, prawda? Co jednak możemy zrobić nagle, kiedy krew leci a
pomocy nie ma jak wezwać? Zaczynamy płakać, odczuwamy paniczny lęk,
targają nami drgawki; biali ze strachu, jak ściana, spazmatycznie
chwytamy powietrze a w amoku zaczynamy robić cokolwiek, co ma nam dać
chociaż namiastkę wrażenia, że jesteśmy w stanie poradzić sobie z daną
sytuacją. Część z nas na pewno nie wiedziałaby w ogóle, jak poradzić
sobie z czymś tak podstawowym, jak tzw. pierwsza pomoc, nie
wspominając już o tak zaawansowanej kwestii, jak zatrzymanie
krwawienia siłą własnego umysłu.
Z pewnością niektórym nie zechce się pomyśleć, tylko skupią się na
opcji, że ktoś to zdjęcie obrobił w Photoshopie, albo, że ten ktoś na
zdjęciu jest w ekstazie religijnej, albo, że coś tam jeszcze innego.
Ja sam czasem spotykam się z negatywnymi reakcjami osób mających
zupełnie inne zdanie na owe kontrowersyjne tematy, które poruszam.
Reakcje te są na tyle obcesowe i w swojej desperacji sięgające do tak
nietypowych argumentów, że czasem nie ma szans do nich się
ustosunkować. Myślę sobie wtedy, że ludzie rozmawiający ze mną w taki
sposób, będąc jeszcze w szkole, zaliczali po kolei etapy swojej
"edukacji" prześlizgując się pomiędzy rocznikami, aby w końcu
powiedzieć "uff! nareszcie koniec tej nudnej budy!". Tylko że potem
wiedza, która miała pomóc w dalszym życiu, już drugi raz raczej nie
zapuka. Ale komuś takiemu prawdopodobnie tego typu braki nie będą w
ogóle przeszkadzać; i to jest oczywiście jego indywidualna sprawa.
Czemu o tym piszę...
Każda umiejętność, jakiej w życiu nabywamy, to cykl czynności mających
doprowadzić nas do pewnego poziomu sprawności w danej dziedzinie. A
sprawności te związane są np. z tym, czym akurat się zajmujemy, dajmy
na to, zawodowo. Drużyna piłkarska nie wyjdzie więc na boisko, jeśli
zawodnicy nie będą się nawzajem znać, szanować, rozumieć swoich stylów
gry i wiedzieć o możliwościach. Nie zagrają, jeśli trener nie
przedstawi im strategii działania, ustawienia na boisku. Nie zagrają
też, jeśli nie obejrzą zapisu filmowego z meczu ich przeciwnika i nie
podyskutują o tym, co ich przeciwnicy prezentują. Nie wyjdą na boisko,
jeśli z założenia nie będą mieli wizji wygranej czy przestraszą się
przeciwnika. Czyli tak jak w szkole: pewne wiadomości powinniśmy
posiadać, aby określać się mianem inteligentnych i aby być
przygotowanymi na różne sytuacje.
Podobnie i tutaj: osoby praktykujące w taki sposób zapewne umieją
"wiedzieć", kiedy krew powinna wypływać i w jakiej ilości. Z pewnością
są w stanie odciąć wrażenia bólu w sytuacjach, kiedy może on wystąpić.
Kontrolują swoje ciało na tyle, aby po takich praktykach nie został
ani jeden ślad w postaci blizny. No i nie płaczą bezradnie, gdy zdarzy
się sytuacja wymagająca zastosowania tej specyficznej wiedzy i
umiejętności na co dzień.
To, że my, tzw. ludzie cywilizowani, czujemy zdegustowanie oglądając
takie zdjęcie wynika tylko i wyłącznie z naszej niewiedzy i
nietolerancji. I możemy sobie krzyczeć, złościć się i boczyć na takie
informacje. To absolutnie nic nie zmieni, poza naszym złym
samopoczuciem.
A ci, którzy to potrafią, będą po prostu umieli to nadal.
Wszystkich
zainteresowanych innymi zdjęciami zapraszam na strony WP:
I od razu informuję, że galeria robi naprawdę mocne wrażenie!
Zdjęcia:
Wirtualna Polska
|