Ukryta Rzeczywistość - logo
  Czego nie wiemy trzeba nam właśnie, a to co wiemy na nic się zda / Goethe
start - strona główna o idei aktualności misja działania kontakt galeria download polecam Wersja polska English Deutsche
 
  Ukryta Rzeczywistość > artykuły  
Sympozjum
Eksperymenty
Współpraca
Audycje RTV
Publikacje
Wizyty
Akcje
Artykuły

zapraszamy na forum

 

Współpracują z UR:

Experimentarium

Fundacja NAUTILUS

hi.Color


Poleć stronę





Napisz do nas!
Napisz!

Startuj z Ukrytą!
Startuj
z Ukrytą!


Zgłoś pomysł!
Zgłoś
pomysł!

Artykuły
Powrót

Nauko dodaj mi skrzydła!
Less Hoduń

Istnieje wielka potrzeba konfrontacji nauki akademickiej i badaczy zajmujących się poszukiwaniem zjawisk niewyjaśnionych; dlatego właśnie powstała idea Ukrytej Rzeczywistości (można to chyba nazwać koncepcją niszową). Jestem przekonany, że oto stoimy na progu nowych szans i nowych możliwości. Tyle dzieje się dziś w obrębie działań nienaukowych, że aż dziw bierze, że dotychczas nauka (w formie otwartej i oficjalnej) nie zajęła się na poważnie niektórymi historiami. Bo jak można mówić o niepowtarzalności i braku wyników, kiedy np. odnotowuje się uzdrowienia i to nierzadko z ciężkich i nieuleczalnych chorób. Przypadek? A kiedy znakomity pilot twierdzi, że podczas lotu towarzyszył mu niezwykły obiekt latający, którego prędkość przemieszczania się zmroziła krew w żyłach czy może to oznaczać przywidzenie i nagłą niekompetencję pilota? Czy policjant twierdząc, że podczas akcji coś mu podpowiedziało, że powinien zrobić inaczej, niż nakazywała logika i ustalenia, oznacza zaraz, że jest niepoważny? To jak to w takim razie jest z tym zaufaniem społecznym i kwalifikacjami specyficznych służb? Czy taki pilot, szkolony do podejmowania błyskawicznych decyzji, jest w stanie nagle pomylić superszybki i nieznanego pochodzenia obiekt z powolnym balonem meteo czy nieruchomą prawie chmurą albo refleksem światła? Czy lekarz, który znalazł się w stanie śmierci klinicznej (choć wcześniej nie uznawał takich relacji) i jest absolutnie świadom swojego przeżycia nie powinien być uznany za bardzo wiarygodne źródło informacji? W końcu jako osoba wykształcona powinien wiedzieć, na ile jego przeżycie mogło być złudzeniem, a na ile nie było.

Bardzo wybiórczo traktuje się tak nietypowe doniesienia. Podejrzewam, i chyba właśnie o to chodzi, że kiedy jest nam to na rękę to przyznajemy niektóre racje, a jeśli nam to najzwyczajniej się nie podoba(!), to choćby nie wiem jak było autentyczne - już jest "be". No i takie rzeczy zawsze pozostaną nietypowymi, jeśli do nich się poważnie i wspólnie nie zabierzemy. A obserwując zachowanie ludzi wokół można zorientować się, że jest to podejście bardzo (niestety) ludzkie i nie jest związane li tylko z niewyjaśnionymi fenomenami. Czyli kłania się ponownie otwartość na to, co wokół nas.

Podobnie jest często ze środowiskiem naukowym.

Kiedy zdarza mi się słyszeć, że tylko opracowania naukowe są zasadne i tylko je należy traktować jako miarodajne, to nie mogę się oprzeć wrażeniu, że takie nieprzemyślane wypowiedzi mogą padać jedynie z ust ignorantów! Jak można negować czyjąś pracę tylko dlatego, że ten ktoś nie ma akurat przed nazwiskiem kilku dopisków? Czy ich brak oznacza, że ten ktoś przeczytał mniej książek lub przeżył mniej życia? Nic podobnego. Albo czy znaczy to, że jest gorszą "jakościowo" lub mniej kompetentną osobą? Nie! Gdyby za wiedzę, posiadaną i w pełni rozumianą, nadawać tytuły, to szczyciłyby się nimi nie tylko środowiska naukowe. Może taki rodzaj konkurencji przydałby się? Może wtedy łatwiej byłoby wyłowić te "błądzące" jednostki?

Nie!, wcale nie jest to atak na środowisko naukowe. Wiadomo przecież, że ludzie bywają różni i zdarza się, że na danym stanowisku znajduje się osoba, która nie powinna się znaleźć; i to niezależnie czy będzie to policjant, ksiądz, lekarz czy krawcowa. Uważam, że metodologia naukowa, jako podejście do kontekstu prowadzenia badań, jest absolutnie potrzebna, ale nie powinna ona przysłaniać oczu ani możliwości osobie, która z niej korzysta. Metodologia powinna przede wszystkim iść z duchem czasu; świat w końcu podąża naprzód i codziennie pojawiają się albo nowe odkrycia albo nowe możliwości. Trzeba ją traktować nie inaczej, tylko jak znakomite narzędzie, a nie odcinacz skrzydeł. Czasami mam wrażenie, że ich właśnie brakuje.

Wyobraźmy sobie, że naukowiec X odkrywa coś nowego w jakiejś dziedzinie. Uzyskane wyniki badań nie zgadzają się z tym, co było zakładane, ale nie pozostawiają cienia wątpliwości, że ma on do czynienia prawdopodobnie z nowym odkryciem formuły, materiału, sposobu, etc. Co się więc stanie? Osoba X może po prostu odrzucić wyniki swoich prób (jak to niektórzy robią; tylko dlaczego: bo tak jest najłatwiej? bo tak nakazują ograniczenia? a czy ograniczenia są zasadne w niektórych specyficznych warunkach?) i nie powracać więcej do tego doświadczenia. Można też spróbować raz jeszcze, aby upewnić się, czy to co wyszło nie było błędne. Jeśli po którymś z kolei razie okaże się, że wychodzi tak samo, to wtedy mamy nowe dokonanie. Nie wolno(!), i to dla dobra ludzkości, rezygnować z szukania nowych możliwości tylko dlatego, że proces przeprowadzania doświadczenia, choć zgodny z metodologią, nie pasował do niektórych standardowych składowych dotychczasowych doświadczeń albo ktoś "życzliwy" w trakcie mówił, że to nie wyjdzie, bo to, bo tamto... Może się nagle okazać, że nowe spojrzenie, jakie X zastosował do swojego odkrywczego doświadczenia, jest o wiele pełniejsze, niż używane dotychczas przez innych. Jeśli ktoś odrzuca możliwości znalezienia czegoś nowego w czymś, co wydaje mu się, że doskonale zna, na zasadzie "bo nie" - to czy może w pełni tytułować się człowiekiem nauki?

Dlaczego o tym wszystkim piszę...

Boli mnie ignorowanie pewnych tematów z obszaru "nieznanego" przez przedstawicieli nauki; oczywiście nie przez wszystkich, nigdy nie wolno generalizować. Kiedy słucham lub oglądam wypowiedzi niektórych osób z drwiną podchodzących do zjawisk niewyjaśnionych lub przekręcających pewne informacje (prawdopodobnie dla lepszego efektu, jaki chcą osiągnąć i większej zgodności ze swoją wypowiedzią) zastanawiam się, co oni tak naprawdę o tym wiedzą nie licząc informacji podawanych przez media i często modyfikowanych dla potrzeb sensacji? Szanuję naukowców mówiących np.: "Trudno jest to uznać za coś rzeczywistego, chociaż jest na ten temat mnóstwo informacji" a nie rozumiem i nie toleruję ignorancji w stylu "To są historie niedorzeczne i nie wiem, dlaczego niektórzy tak się tym podniecają". A czy któraś z wypowiadających się tak osób zainwestowała trochę czasu, aby daną tematykę poznać na tyle, żeby można było mówić o miarodajnej opinii? Trudno mi sobie to wyobrazić.

Nauka wszakże promuje rozwój i jest na niego ukierunkowana.
Ale wszystko jednak, jak wiadomo, zależy od człowieka.

Ilustracja: Less Hoduń
Zdjęcia: www.humpath.com, www.genfoundation.org.uk

 

  ZAREJESTRUJ SIĘ NA FORUM I SKOMENTUJ TEN ARTYKUŁ!
  14.11.2006
start o idei aktualności misja działania kontakt galeria download polecam
Sympozjum eksperymenty współpraca audycje rtv publikacje wizyty akcje
powered by: irko.net
Strona zaprojektowana przez: hi.Color  /  copyrite ® 2006 hi.Color  /  All rites reserved