|
Śmierć kliniczna: dowód na życie?
Sebastian Świderski
Tytułem wstępu
Żyjemy sobie z dnia na dzień, dopóki jesteśmy zdrowi i młodzi.
Interesuje nas tu i teraz. Nie chcemy myśleć o śmierci, wręcz
odrzucamy ten temat na dalszy plan. Widząc na co dzień w telewizji
śmierć i cierpienie, człowiek obojętnieje. Powstaje fałszywe
przeświadczenie „mnie to nie dotyczy”. A wszystko dlatego, że
wszechobecna śmierć, paradoksalnie wydaje się czymś odległym. Nie
możemy wyobrazić sobie naszego istnienia poza światem w którym żyjemy
obecnie, dlatego wolimy śmierć zamknąć w najdalszych zakamarkach
naszej podświadomości.
Przychodzą jednak chwile, takie jak odejście bliskiej osoby, kiedy
chcąc nie chcąc poddajemy się refleksji na ten temat. Chciałbym
przedstawić takim osobom materiał, który w pewnym stopniu może
przynieść ulgę i pomóc znaleźć odpowiedź na niektóre nurtujące ich
pytania.
W tekście, grubszą czcionką, zamieściłem ciekawe cytaty z książek „W
stronę światła” i „Życie po życiu” Raymonda Moody.
Przekroczyć próg życia
Śmierć człowieka jest jednym
z głównych powodów powstawania religii. Przyglądając się im wszystkim
znajdziemy podobieństwo w kwestii „pracowania” podczas obecnego życia
na to, co czeka nas po „drugiej stronie”. Różnią się tylko stwórcy i
miejsca do których dążymy. Niebo, raj, miejsce wiecznego szczęścia,
czeka na nas wg praktycznie każdej filozofii religijnej.
Trudno jest wyobrazić sobie coś, czego nikt, nigdy nie będzie w stanie
udowodnić. To tak, jakby ktoś kazał nam recytować wiersz, którego nie
znamy. Jednak czy na pewno nic nie możemy powiedzieć o tym, co czeka
nas po odrobieniu naszej lekcji zwanej życiem? Odpowiedzi na to
pytanie są dwie: „Tak” i „Nie”. Jeżeli przyjąć że opisywane niżej
doświadczenia, są prawdziwe możemy mieć nadzieję, że tak, że wiemy o
tym, co kryje się „po drugiej stronie”. Jeśli natomiast opowiemy się
za zdaniem świata nauki, to stwierdzamy, że nadal nic nie wiemy o
życiu po życiu, a wszystkie relacje o tym mówiące będziemy traktować,
jako wytwór bujnej wyobraźni…
Jednym z najbardziej przekonujących dowodów istnienia czegoś poza
znanym nam światem materii, jest to, co niektórzy ludzie przeżywają
podczas śmierci klinicznej (a przypomnę że śmierć kliniczna następuje
po ustaniu pracy serca, kiedy tlen nie jest rozprowadzany po
organizmie, jednak nadal obserwowana jest aktywność mózgu).
Jeżeli wszelkie funkcje fizyczne u człowieka zanikają, co on wtedy
widzi? Jakie ma odczucia? Czy jego zmysły jeszcze funkcjonują?
Biorąc pod uwagę relacje tysięcy ludzi z całego świata, również z
Polski, można stwierdzić, że dzieje się wtedy z człowiekiem coś
naprawdę ciekawego i niewytłumaczalnego. Jednak zdaje się, że ani
teoria duchowa, ani naukowa nie posiada jeszcze niezbitych dowodów.
Jeśli ktoś interesuje się tym zjawiskiem na pewno zna prace dr
Raymonda Moody. Jest to lekarz, który jako pierwszy zajął się tym
tematem na szeroką skalę. Wielu ludzi przed nim badało to zjawisko,
jednak nie tak wnikliwie i dokładnie jak on. Wspomnę jednak, że nie
wszyscy, którzy przeżyli śmierć kliniczną są w stanie opowiedzieć, co
wówczas się działo. Być może tylko nielicznym jest z jakiegoś powodu
dane zapamiętać to, czego doznali.
Moody zainteresowany był tym, co słyszał wielokrotnie od swoich
pacjentów, często proszących o dyskrecję i obawiających się reakcji
swoich bliskich. Opowiadali oni o tym, co widzieli, podczas gdy
lekarze próbowali ich wyrwać ze szponów śmierci. Były to relacje
niesamowite i nie mieszczące się w ramach dzisiejszej nauki, gdyż z
naukowego punktu widzenia po śmierci człowieka nie pozostaje dosłownie
nic i nie ma czegoś, co my uważamy za duszę.
Opowieści z pogranicza śmierci: dzieci, przeciętnych obywateli ale
również naukowców, lekarzy, przedstawicieli wszelkich klas społecznych
- zmuszają nas do głębszego zastanowienia się nad tym tematem.
Podobieństwa
Poddając analizie jakiekolwiek doświadczenia, trzeba znaleźć jakieś
cechy wspólne. Wiadomo, że nie ma stałego i niezmiennego scenariusza
tych przeżyć, ale za to wszystkie one posiadają pewne powtarzające się
elementy. Przede wszystkim, kiedy człowiek umiera przestaje odczuwać
ból; wszelkie cierpienie, którego fizycznie doznawał nagle znika.
Człowiek taki wpada w stan euforii, czuje się lekki i szczęśliwy,
często odczuwa coś w rodzaju jedności ze Wszechświatem. W większości
przypadków jego niefizyczna część (dusza? – dla celów tego artykułu
będę nazywał tę formę ciałem astralnym) opuszcza powłokę, jaką jest
ciało fizyczne. Ciało astralne unosi się wówczas w powietrzu. Dopiero
gdy ta niefizyczna część człowieka zauważa siebie na stole
operacyjnym, dochodzi do zaskoczenia. Pomimo, iż nie wyobrażamy sobie
świadomości bez mózgu, ciało astralne jak najbardziej tę świadomość
posiada. Działają zmysły takie jak wzrok i słuch. Z naukowego punktu
widzenia są to brednie, jednak istnieje zbyt wiele relacji osób, które
znalazły się poza własnym ciałem. Podczas kiedy pacjent unosi się,
słyszy i widzi wszystko co dzieje się wokół niego. Jest to dosyć
istotne, kiedy trzeba uwiarygodnić tego typu opowieści.
…Unosiłem się nad ciałem, wokół którego zebrali się ludzie. Jakiś
mężczyzna próbował mnie ratować. Przyjechała karetka. Dziwiłem się, że
wszyscy są tacy zmartwieni…
Ludzie, którym było dane zapukać do wrót tamtego świata, często są w
stanie podawać informacje, których w żaden sposób nie byliby w stanie
uzyskać przebywając w swoim fizycznym ciele. Wiadomo, że człowiek nie
ma podstaw, aby wiedzieć np. o bucie na dachu szpitala, przedmiotach
na wysokich szpitalnych szafach czy osobach znajdujących się na innych
salach; i to w dodatku będąc zupełnie nieprzytomnym (wg oficjalnej
nauki). Mimo to niejednokrotnie okazuje się, że po przebudzeniu z
narkozy, pacjenci takie szczegóły podają i co najciekawsze: szczegóły
te są zgodne z rzeczywistością!.
Następne podobieństwo dotyczy podróży, o których wspominają niektórzy
z uczestników takiego zdarzenia. Z ich opowieści wynika, że nie
istnieje wtedy czas ani odległość. Kiedy myślą o jakimś miejscu na
Ziemi - w jednej chwili znajdują się tam. Są udokumentowane relacje
osób, które podczas takiego zdarzenia odwiedzały swoich najbliższych.
Widzieli, co robią ich dzieci, rodzice, rodzeństwo, jednak w żaden
sposób nie mogli ingerować w ich działania. Próby zwrócenia na siebie
uwagi okazywały się bezskuteczne.
Jedną z pierwszych rzeczy, jaką robią osoby po wyjściu ze stanu
śmierci klinicznej, jest porównywanie tego co widzieli i słyszeli z
relacjami rodziny. Praktycznie w każdym przypadku okazuje się, że ku
wielkiemu zaskoczeniu bliskich, potrafili oni ze szczegółami
zrelacjonować co działo się podczas ich pobytu poza ciałem. Bywa, że
jest to przykre doświadczenie dla obu stron, kiedy np. podczas walki o
życie umierającej osoby, na korytarzu szpitalnym dochodzi do kłótni o
spadek, bądź też niezbyt przyjemnych dyskusji na temat ratowanego
członka rodziny.
Kolejny etap, to znany już chyba przez znawców tematu czarny, głęboki
tunel. Otóż w jednej chwili, ciało astralne zostaje w niego
wciągnięte. Pędzi ono z niesamowitą prędkością w kierunku światła,
które znajduje się na jego końcu. Świadkowie wspominają, iż takiego
światła nigdy jeszcze nie widzieli i nie da się go wiernie opisać ani
werbalnie, ani też znanymi środkami wizualnego przekazu, choćby
malarstwem (nie ma takiego koloru).
Nie potrafią opisać tego doświadczenia żadnymi słowami, twierdząc że
jest to coś tak boskiego lub tak pięknego, że nie sposób oddać klimatu
tego doświadczenia. Wypowiadając się o tajemniczym świetle, opisują,
że bije od niego ciepło, dobro, miłość, przez co czują się wspaniale,
są absolutnie akceptowani przez to światło i jak najszybciej chcą
znaleźć się w jego centrum. Czasem podczas lotu towarzyszy im ktoś w
rodzaju przewodnika. Jest to często zmarły członek rodziny, który ma
pełnić rolę pośrednika pomiędzy światami i przygotować ich na
spotkanie z kimś lub czymś.
Wspomnę jeszcze o tzw. filmie z życia, który ukazuje się albo zaraz po
oddzieleniu od ciała, albo po dotarciu przez ciało astralne do końca
tunelu. Nie mogłem tego pominąć, gdyż jest to bardzo charakterystyczna
cecha opisywanych przypadków (choć nie wszyscy przebywający w stanie
śmierci klinicznej tego doznali). Człowiekowi ukazuje się (w ułamku
sekund) całe jego życie. Podobno dane nam jest obejrzeć specyficzny
seans filmowy z nami w roli głównej. Mało tego, jesteśmy sobą, ale
jednocześnie wcielamy się w świadomość osób powiązanych z nami
jakimikolwiek relacjami. I tak np.: jeśli zrobiliśmy komuś krzywdę,
odczuwamy to z punktu widzenia tej osoby i podobno nie jest to
przyjemne. Analogicznie - dobre uczynki sprawiają, że widzimy
wdzięczność, jaką obdarowuje nas osoba, dla której zrobiliśmy coś
dobrego. Jeśli mogę pokusić się o własną opinię, byłbym skłonny
przyznać rację badaczom, którzy nazywają to rozliczeniem z życia,
swoistym Sądem Ostatecznym, bądź rachunkiem sumienia. Karą nie jest
piekło, ale to, że musimy przejść przez nasze życie jednocześnie z
perspektywy własnej, jak też osób z którymi się stykaliśmy. Warto więc
pomyśleć przy każdym niecnym uczynku, czy dobrze postępujemy, skoro i
tak się to „wyda”.
Wreszcie ostatnim podobieństwem w relacjach ludzi, którzy przeżyli
własną śmierć, jest zupełna zmiana swojego życia, które następuje po
doświadczeniu: pieniądz i świat materialny traci na znaczeniu;
zaczynamy zauważać innych ludzi; egoiści stają się niezwykle
serdeczni. Przede wszystkim uczestnicy tego rodzaju przeżyć przestają
bać się śmierci. Nie jest to jednak chore dążenie do
samounicestwienia, czyli do jak najszybszego powrotu na drugą stronę,
lecz uświadomienie sobie, że życie to tylko pewien etap, który przejść
musimy.
W większości przypadków, osoby te zdają sobie sprawę, że targając się
na własne życie łamią metafizyczne prawo. Śmierć staje się po prostu
czymś naturalnym, ale nie jest już obojętna i nie ucieka się od
myślenia o niej. Przeżycia tego typu uświadamiają, że każdy, kto
targnie się na własne, lub cudze życie popełnia straszliwy błąd.
...Nie ma się po tym wcale ochoty wyjść z domu i rzucić pod
ciężarówkę. Nadal jest we mnie silny instynkt przetrwania...
...Kiedy umarłem nauczyłem się bardzo ważnej rzeczy – że wszyscy
jesteśmy częścią jednego ogromnego żyjącego Wszechświata. Mylimy się
grubo sądząc, że krzywdząc inną żywą istotę nie krzywdzimy zarazem
siebie samych...
Epilogiem dla ludzi, którzy doznali śmierci klinicznej jest to, że w
wielu przypadkach podejmują oni pracę nad tym, aby dać więcej siebie
innym. Czasami powracający stamtąd otrzymują specjalne zdolności, jak
dar uzdrawiania, kontaktowania się z zaświatami bądź przewidywania
przyszłości.
Niebo czy Piekło?
Zastanawiamy się, czy rzeczywiście zależnie od naszego postępowania na
Ziemi trafiamy po śmierci do raju, lub piekła. Z relacji świadków
którzy jedną nogą byli po tamtej stronie wynika, iż nie wszyscy
miewają miłe wrażenia podczas tego stanu. Osobami, które najczęściej
miewają straszliwe „piekielne” wizje pośmiertne są samobójcy.
Przeżywają oni zupełną odwrotność tego, co opisuje większość. Wedle
relacji z tych piekielnych przeżyć, osoby te czują się bardzo
zagubione, popadają w nicość, otacza ich straszliwa ciemność i
niepewność. Takich relacji jest niewielki procent, nie wiemy jednak,
czy wszyscy chcieliby opowiadać o tego typu wizjach. Być może słysząc
wcześniej opowieści ludzi, doświadczających śmierci klinicznej, boją
się przyznać do tego, że to nie było tak piękne, lub też nie traktują
tego realnie, a jako zwykły koszmar.
...Podczas gdy byłem po drugiej stronie życia, miałem uczucie, że dwie
rzeczy są kompletnie mi zabronione: zabić siebie lub zabić kogoś.
Gdybym miał popełnić samobójstwo, to odrzuciłbym dar Boga. Zabijając
kogoś innego, mieszałbym się do planów Boga...
Biorąc pod uwagę te wszystkie relacje, o których wiemy, można dojść do
wniosku, iż targnięcie się na swoje życie nie jest wcale drogą do
rozwiązania naszych problemów.
Szkiełkiem i okiem
Przyjrzyjmy się teraz temu wszystkiemu z naukowego punktu widzenia.
Pomimo, że zjawisko to zostało naświetlone na szeroką skalę przez
wykształconego lekarza, nie zdołał on przekonać wszystkich, że
historie opowiadane przez jego pacjentów są rzeczywistymi
wspomnieniami z „drugiej strony”. Wśród wielu znanych profesorów
medycyny przeważa pogląd, iż wszystkie opisywane wyżej przeżycia, są
po prostu projekcją mózgu. Podczas kiedy serce nie pracuje, tlen nie
jest rozprowadzany po organizmie, jednak daje się zauważyć aktywność
mózgu. Lekarze uważają, iż tego typu doświadczenia są po prostu jego
naturalnymi reakcjami na zaistniałą sytuację. Sugerują oni, że jest to
biologicznie ustalona reakcja ludzkiego organizmu na zbliżającą się
śmierć; coś w rodzaju pięknych, ostatnich chwil, ale całkowicie
stworzonych przez ludzką wyobraźnię.
Może więc faktycznie, ta wspaniała projekcja mózgu jest naturalnym
mechanizmem obronnym? Pozwolę sobie jednak w tym miejscu odbić
piłeczkę i zadać tylko jedno pytanie w stylu naukowców: „Skoro te
przeżycia to naturalna reakcja mózgu, to dlaczego nie doświadczają jej
wszyscy podczas śmierci klinicznej?”
Stany podobne do tych, które występują podczas śmierci klinicznej
osiągają także naukowcy podczas stymulacji pewnych części ludzkiego
mózgu. W wyniku tych eksperymentów dochodzi do podobnych wizji, m.in.
często pojawia się słynny tunel. Człowiek czuje się jakby jego ciało
nie istniało i występuje złudzenie unoszenia się.
W kontekście opisywanego zjawiska warto również przytoczyć fragment
artykułu „Zmysłowe bramy umysłu” opublikowanego w tygodniku Newsweek
(Numer 09/05, strona 46):
„Rik Weihenmayer stracił wzrok, gdy miał 13 lat. Dwadzieścia lat
później w laboratorium Uniwersytetu Wisconsin w Stanach Zjednoczonych
swobodnie chwyta wirującą piłkę i przygląda się migotaniu płomienia
świecy. Dosyć interesującą teorię wysnuł ostatnio dr Paul Bach-y-Rita
neurolog z uniwersyteckiej kliniki w Wisconsin. Wpadł on na pomysł
zastępowania jednego utraconego zmysłu swoich pacjentów innym. W
przypadku niewidomego pacjenta zamiast wzroku wykorzystał dotyk.
Zamianę taką umożliwiło urządzenie nazwane BrainPort, bramą mózgu.
Tego rodzaju zastępowanie obrazów świata postrzeganych przez oczy
wrażeniami dotyku, odbieranymi przez język, nie byłoby możliwe, gdyby
każdy z naszych zmysłów działał osobno. Tymczasem badania prowadzone w
ciągu ostatnich lat pokazują, że istnieją między nimi fascynujące
powiązania. A skoro nasze zmysły: wzrok, słuch i dotyk komunikują się
ze sobą, możliwe staje się wykorzystanie zamiast jednej drogi do mózgu
innej. Nasz umysł wydaje się nie dbać o to, czy otrzymuje sygnały z
oczu, uszu czy skóry.”
Zdaniem niektórych, wnioski do jakich doszedł Bach-y-Rita, pozwalają
wysnuć teorię, że ludzie w stanie śmierci klinicznej posługują się
właśnie innymi zmysłami, niekoniecznie wzrokiem, dzięki czemu mogą
później dokładnie zrelacjonować, co się wokół nich działo. Ale
przecież jak można posługiwać się wówczas innymi zmysłami, skoro w tym
czasie nas ponoć „nie ma”?
Na koniec wspomnę jeszcze o badaniach trzech duńskich naukowców pod
przewodnictwem Pima van Lommela, które odbyły się w grudniu 2001 r.
Wyniki zostały opublikowane w znanym magazynie medycznym Lancet. Van
Lommel dowodzi w nich, że wizje pojawiają się w momencie, gdy
całkowicie ustaje praca mózgu. To może oznaczać, że wizje opisywane
przez badanych nie są wywołane przez mózg. Nie zapominajmy jednak, że
pomimo iż znany jest już klucz do DNA a w medycynie dokonywane są
„cuda”, to mózg stanowi wciąż ogromną zagadkę dla naukowców. Dlatego
też nie można wykluczać czysto medycznego aspektu opisywanego
zjawiska.
Ciekawe przykłady
Przytoczę teraz dwa ciekawe przypadki śmierci klinicznej. Są bardzo
interesujące z jeszcze jednego względu: jeden z nich dotyczy Polki.
Jednym z najlepiej udokumentowanych i najsławniejszych przypadków
śmierci klinicznej jest przypadek Gruzina - Cotne Rodonaja. Po
nieudanym zamachu na jego życie przeprowadzonym przez KGB, jego ciało
natychmiast zabrano do szpitalnej kostnicy. Po trzech dniach, kiedy
lekarz zaczął sekcję, Rodonaja otworzył oczy. Patolog zamknął je i
ponownie wziął się do pracy. Jednak oczy otworzyły się znowu: Rodonaja
żył. Najciekawsze jednak było to czego doświadczał, gdy jego ciało
leżało w kostnicy. Miał wrażenie, że znajduje się w dziwnym,
świetlistym miejscu, w którym nie obowiązują żadne prawa fizyki. Mógł
podróżować dokąd chciał, czytać ludzkie myśli i odbywać podróże w
czasie. Można by uznać to za niewiarygodne, ale Gruzin dostarczył
niepodważalnego dowodu. W tym samy szpitalu na jednym z oddziałów
leżał noworodek, który strasznie płakał. Lekarze nie wiedzieli co mu
jest. Rodonaja po powrocie do świata żywych, stwierdził, iż podczas
tego dziwnego stanu, w jakim się znajdował, miał możliwość
porozumiewania się przy pomocy telepatii. Dzięki temu dowiedział się,
dlaczego jedno z dzieci cały czas płacze. Lekarze nie mogli rozpoznać
powodu płaczu a diagnoza jaką wystawił Gruzin okazała się trafna.
Rodonaja do dzisiaj posiada własny akt zgonu, bez wpisania przyczyny
śmierci, ponieważ obudził się podczas własnej sekcji.
Kolejny przypadek został wydrukowany w miesięczniku „Nieznany Świat”.
Dotyczy on matki, która podczas porodu 28 marca 1983 r. w Warszawie
zapadła w śmierć kliniczną. Pani Krystyna opowiada, że w jednej chwili
znalazła się nad swoim ciałem. Kiedy pomyślała o domu natychmiast się
tam znalazła. Słyszała jakieś dziwne głosy które mówiły, że nie czas
jeszcze na nią. Wiedziała, że jej mąż jest w szpitalu, gdy tylko o tym
pomyślała znalazła się obok niego, nie słyszał jej nie widział, ale
ona była przy nim. Nagle zauważyła pewną świetlistą postać, wiedziała
od razu że to jej syn przygotowuje się do zejścia na Ziemię. Mogła z
nim rozmawiać bez słów. Powiedział, iż przychodzi na Ziemię, by jej
pomóc. Cała ta sytuacja nie mieściła się jej w głowie, uważała to za
niedorzeczność, bo to ona przecież ma się nim zająć, a nie odwrotnie.
Matka, chciała jeszcze z nim porozmawiać, ale on musiał już odejść. W
pewnym momencie zauważyła poruszenie wokół własnego ciała. Lekarze
biegali dookoła pokrzykując coś do siebie. Nagle kobieta odczuła
wewnętrzny nakaz powrotu do swej fizycznej powłoki i pomimo, że tego
wcale nie chciała, w jednym momencie coś jakby „wstrzeliło” ją w
ciało. Kiedy medycy zapytali ją, czy chce wiedzieć, jakiej płci jest
dziecko, odpowiedziała że już wie. Od tamtego czasu pani Krystyna
inaczej patrzy na świat a syn, najstarszy i pierworodny, jest
rzeczywiście nieocenioną pomocą.
Przykłady można przytaczać w nieskończoność! Wszystkim zainteresowanym
polecam odpowiednią literaturę.
Jaka jest prawda?
Prędzej czy później przekonamy się sami, kto miał rację. Nie ma
ewidentnych dowodów na życie po śmierci, ale i naukowcy nie zdołali
całkowicie wytłumaczyć wszystkich zjawisk opisywanych m.in. przez
pacjentów dr Moody. Ograniczyli się jedynie do próby wytłumaczenia
błogiego spokoju i wrażenia latania. A wszystkie informacje o rzeczach
i miejscach odwiedzonych w tamtym okresie, kiedy być gdzie indziej,
niż na sali szpitalnej, nie mogli? Dlaczego wybierają zawsze te
najłatwiejsze do obalenia kryteria?
Oczywiście każdy ma prawo posiadać własne zdanie. Nie powinno jednak
ono być ukształtowane tylko i wyłącznie wymijającymi opiniami
naukowców, lecz przede wszystkim odpowiednią literaturą, którą
zainteresowanym gorąco polecam. Osoby zajmujące się poważnie tym
tematem także nie podchodzą jednostronnie do tematu (czyli jak
niektórzy mówią, nie czytają tylko tych „nawiedzonych” rzeczy). Zawsze
należy poznać opinię dwóch stron, tę racjonalną i tę na pierwszy rzut
oka nieprawdopodobną, ponieważ każde spojrzenie może przynieść
informacje, które pomogą w wyjaśnianiu danego tematu. I mądrzy ludzie
o tym wiedzą.
Na koniec powiem tylko, że po setkach przeczytanych stron i
przeanalizowaniu opinii zarówno zwolenników jak i przeciwników
istnienia życia po życiu, ja już się śmierci nie boję, przynajmniej
nie tak jak kiedyś.
Źródło:
Raymond Moody: „W stronę światła” i „Życie po życiu”
http://www.nderf.org
http://www.rozmowy.all.pl
|