Ukryta Rzeczywistość - logo
  Czego nie wiemy trzeba nam właśnie, a to co wiemy na nic się zda / Goethe
start - strona główna o idei aktualności misja działania kontakt galeria download polecam Wersja polska English Deutsche
 
  Ukryta Rzeczywistość > artykuły  
Sympozjum
Eksperymenty
Współpraca
Audycje RTV
Publikacje
Wizyty
Akcje
Artykuły

zapraszamy na forum

 

Współpracują z UR:

Experimentarium

Fundacja NAUTILUS

hi.Color


Poleć stronę





Napisz do nas!
Napisz!

Startuj z Ukrytą!
Startuj
z Ukrytą!


Zgłoś pomysł!
Zgłoś
pomysł!

Artykuły
Powrót

Było życie
Less Hoduń

Od mniej więcej początku grudnia 2006 nie napisałem nic na strony. Teraz jednak nadszedł czas odświeżenia pewnych rzeczy i zerknięcia na to, co działo się przez ten czas. Nie był to czas najłatwiejszy, gdyż priorytety musiały zostać zmienione, abym mógł uczestniczyć w misterium życia i śmierci. W dosłownym tego słowa znaczeniu.

Artykuł ten mógłbym rozpocząć na wiele różnych sposobów, jednak każdy z nich będzie nieadekwatny w stosunku do treści, jaką chcę przekazać. W ogóle niemożliwy jest werbalny przekaz z przeżyć tego typu, jednak mimo to, wydarzenia ostatnich miesięcy postaram się zrelacjonować możliwie najrzetelniej i w jak najbardziej jasny dla Czytelnika sposób. Będzie mi tym bardziej trudno, że w wydarzeniach, jakie rozgrywały się w mojej rodzinie ostatnimi czasy - jako osoba dojrzała i świadoma - miałem możliwość uczestniczenia po raz pierwszy. Zależy mi jednak na opisaniu przebytych wydarzeń, aby przekazać kilka naprawdę ważnych informacji, które mam nadzieję dadzą pewnym osobom do myślenia a innych być może podtrzymają na duchu. Być może ktoś inny skwituje kwaśno, że to zupełnie normalne, ale może dzięki temu opisowi niektórzy poczują się lepiej. Trudno powiedzieć.

Na początku pragnę zaznaczyć, aby było to jasne, że jestem zupełnie zwyczajnym człowiekiem, który stara się życie i świat odbierać przede wszystkim w lepszych kategoriach. Pomimo mojej fascynacji niezwykłymi zjawiskami nie jestem typem człowieka ekscytującego się tematyką. Nauczyłem się, i to wielokrotnie na własnej skórze, że pewne rzeczy się dzieją, niezależnie od nastawienia niektórych osób, i że pewne rzeczy można osiągnąć, niezależnie od tego, jak nieosiągalne mogłyby się zdawać. Używam zdrowego rozsądku, jako jednego z podstawowych kryteriów oceny świata, ale nie jest to jedyne kryterium i nigdy samo występować nie będzie. Bo sam zdrowy rozsądek nie pomoże, jeśli idzie o sprawy związane z ludzką psychiką, emocjami, myślami. Do gry musi zostać włączona intuicja, która bardzo często podpowiada nam słuszne rozwiązania. Polak - wiadomo- mądry po szkodzie, gdyż ignoruje jej podszepty. Ale to temat na osobny artykuł.

Moja teściowa, będąca w wieku już poważnym, zachorowała na raka. Tak się złożyło, że jakiś czas po wstępnych badaniach, które go potwierdzały, zdecydowaliśmy, że zaprosimy teściów do nas, gdyż w taki sposób lepiej będziemy w stanie im pomóc. Po trzech tygodniach ich tutaj obecności zdrowie teściowej zaczęło podupadać. Kiedy tylko mogłem pomagałem ją nosić, podtrzymywać, próbowałem rozmawiać, nawet rozśmieszać. Czasem, kiedy była naprawdę słaba, a ja próbowałem podtrzymać ją na duchu próbowałem żartować. Podchwytywała nieraz moje słowne gierki i czasem coś mówiła (bo nie zawsze to było możliwe). Widziałem także, jak nieraz po moich zabawnych tekstach śmiała się serdecznie, co rozprężało napiętą atmosferę. Kiedy trzeba było przenieść ją czy podnieść i stałem wtedy obok - przytulała głowę do mnie i oddychała z ulgą. Czułem się wtedy bardzo dobrze, chociaż pomiędzy nami nie panowała dotychczas jakaś niezwykła więź. Dlatego też to wrażenie było silniejsze. Zresztą moja żona potwierdzała, że jej mama wolała, kiedy ja pomagałem ja przenosić, bo widziała po jej reakcjach, jak bezpiecznie się czuje. Czyli nie moje spostrzeżenia nie były pozbawione zasadności.

Pod koniec jej u nas pobytu, była to sobota 10 lutego, stan zdrowia bardzo się pogorszył. Objawiało się to charczeniem i częściową utratą świadomości. Tego dnia było przy niej kilka osób, więc ja zajmowałem się innymi rzeczami. Umówiony byłem m.in. na ważne dla mnie z przyczyn zawodowych spotkanie z prezentacją. Przed odjazdem więc poszedłem do pokoju, gdzie teściowa przebywała, ucałowałem ją w czoło i powiedziałem: "Cześć mamo, do zobaczenia, niedługo wracam" i pojechałem. Przez cały czas pobytu poza domem nie myślałem o tym, co tam się dzieje, byłem spokojny. Kiedy wróciłem była 18.35. Jakieś 15 minut potem przyszła żona i powiedziała, że zwolniła mi miejsce (w tym czasie w niewielkim pokoju krzątały się 4 osoby), więc mogę na trochę do mamy pójść. Siadłem bardzo blisko i gładziłem ją po głowie.

Od początku obecności choroby starałem się intensywnie wizualizować teściową, jako okaz zdrowia. Nie liczyłem na specjalne cuda, gdyż nie miałem takich możliwości czasowych (i jestem tylko bardzo zwyczajnym człowiekiem), ale jednak starałem się wspierać ją mentalnie na tyle, aby przynajmniej odrobinę ulżyć jej w całej sytuacji. Wielokrotnie działo się tak, że wymyślone przeze mnie sceny realizowały się w rzeczywistości. Ku mojemu zdumieniu oczywiście, ale i ku mojej uciesze, która tylko upewniała mnie w tym, że warto starać się jeszcze bardziej, co też czyniłem. W grudniu, kiedy spędziliśmy u nich w domu prawie cały grudzień, zdarzało się np. tak, że teściowa nagle słabła i przestawała komunikować się z nami za pomocą mowy, co trwało czasem i dwa dni. Starałem się wówczas wyobrazić ją sobie, jako osobę, która czuje się dobrze i normalnie mówi (na to kładłem szczególny nacisk). Następnego dnia po południu słyszałem wówczas, jak moja żona mówi przez telefon do swojego brata, że mama wysławia się bardzo dobrze i czuje się lepiej, co zresztą odpowiadało stanowi faktycznemu.

Jeśli chodzi o moje oddziaływanie mentalne na teściową to sprawa zaczęła się w lipcu 2006, kiedy gościliśmy u nich na wakacjach. Jakoś zaraz po naszym przyjeździe moja żona rozpoczęła temat rzucenia palenia przez mamę; a trzeba wiedzieć, że teściowa paliła dużo papierosów. Za każdym razem teściowa powtarzała: "Less zajmuje się czarami to mi pomoże"; a czarami określała moje fascynacje zjawiskami niewyjaśnionymi. Powtarzałem jej w takich sytuacjach, że skoro ona sama nie wyrazi woli zmiany, to ja nie dam rady. W którymś momencie rozmowy na ten temat rzuciłem krótko, ale bardzo stanowczo: "I tak przestaniesz palić". Spojrzała na mnie, pamiętam, i widziałem, że myśli a ja zaraz czymś tam się zająłem. Od tej chwili (a było to w połowie lipca), po kilka razy dziennie, z zupełnym spokojem wizualizowałem ją, jako osobę, która czyta książkę z kubkiem herbaty owocowej, którą bardzo lubiła, zamiast z papierosem. Teściowa zawsze miała zwyczaj siadania na balkonie, gdzie stała popielnica i czytając książkę paliła. Potrafiła czasem tak co kilka minut. W moich wyobrażeniach popielnica owszem była, ale czysta. Oczekiwałem sytuacji, kiedy żona przekaże mi informację o tym, że mama rzuciła palenie. Nie miałem nic do stracenia, ale za to do zyskania zdrowie mojej teściowej, postanowiłem więc, że podejdę do tego naprawdę poważnie i absolutnym przekonaniem o rzeczywistym stanie moich wyobrażeń. W ostatnich dniach września, kiedy z jakichś pobudek zdrowotnych teściowa pojechała na badania (a nie było wówczas jeszcze żadnych wyników) w tym właśnie czasie nastąpiła sytuacja, na którą czekałem. Podczas jej pobytu w szpitalu, po jednym z telefonów do niej, żona przekazała mi informację, że od paru dni jej mama pali tylko niecałe 4 papierosy dziennie i coraz mniej ma na nie ochotę. Prosiła też, aby mi podziękować za to. Nie wiedziałem, czy to ja, czy nie, ale sytuacja była taka, jakiej oczekiwałem, więc sam już nie wiedziałem co myśleć. Jakieś dwa dni potem usłyszałem, że w ogóle nie czuje potrzeby sięgnięcia po papierosa. Kiedy mi o tym osobiście powiedziała usłyszałem jeszcze, że boi się, co będzie, jak wróci do domu. Powiedziałem wtedy: "Nic. To jest uczucie, które nie ma związku z żadnym miejscem. Po prostu nie będziesz palić, jak teraz". Dowiedziałem się wówczas, że mój tekst z wakacji ("I tak przestaniesz palić") zapamiętała i czasem do niej powracał. Darek Sugier, mój znajomy podróżnik mentalny, fajnie to określił: "Po prostu ją przeprogramowałeś". Nie można byłoby wymyślić czegoś bardziej trafnego!

Kiedy więc siedziałem tego sobotniego wieczora obok mojej teściowej, czułem się potrzebny, że robię coś ważnego. I było to bardzo nietypowe, jak dla całej sytuacji uczucie. Postanowiłem, już zaraz po przyjściu, że spróbuję uspokoić jej oddech. I nie zastanawiałem się, jak zrobiłbym to kiedyś, czy się uda czy nie. Po prostu miałem cel, którym było, że bardzo chciałbym, aby odchodząc z tego świata nie zaznała cierpienia i tylko to było dla mnie ważne. Patrzyłem więc na nią i w jak najbardziej relaksujący sposób "myślałem do niej" (po prostu nie używałem słów, tylko myśli, gdyż wiedziałem, że mój sposób rozmowy mógł być wtedy negatywnie odebrany): "Mamo, postaraj się uspokoić oddech. Spróbuj złapać rytm oddechu i kontroluj go. Zobaczysz, że wtedy nie będziesz tak się męczyć. Spróbuj, spokojnie, taak", itd., w tym mniej więcej stylu. Po około pół minuty od momentu rozpoczęcia mojej "rozmowy" oddech zaczął się uspokajać, wyciszać. Już nie było charczenia, tylko spokojny miarowy oddech. Uśmiechałem się cały czas do niej, bo wiem, że mnie widziała, choć oczy miała przymknięte i cały czas gładziłem po głowie "rozmawiając" z nią. Uczucie jakiego doznałem po tak natychmiastowej reakcji było nie do opisania. Mimo to nie traciłem kontaktu i po kilku minutach spokojnego oddechu pomyślałem mniej więcej tak: "Mamo, jeśli czujesz, że teraz jest właśnie ten moment, jeśli wiesz, że powinnaś pójść do światła - idź i nie zastanawiaj się. Życzę ci powodzenia i dziękuję, że byłaś z nami." W tym momencie poczułem nieznaczny ruch głowy w moją stronę i oddech począł się spłaszczać i zanikać, aż w końcu, w niecałe dwie minuty potem - teściowa odeszła.

Poczułem niezwykłą ulgę i radość (uczucie ulgi odebrała także moja żona). Coś dziwnego stało się obok w trakcie przejścia, coś czego nie potrafię zrelacjonować. Jakiś rodzaj wibracji, które zdawałem się odbierać. Ale były to bardzo mocne wibracje, choć ledwo wyczuwalne (mówiłem, że trudno to opisać).

Na drugi dzień opowiedziałem o tym Marcie - mojej żonie, a ona opowiedziała mi, jak w chwili, kiedy wróciłem poprzedniego wieczora, otworzyłem drzwi, a Marta powiedziała do swojej mamy: "To Lessu przyjechał do ciebie" - teściowa próbowała otworzyć oczy i spojrzeć w stronę wejścia, co było dla niej bardzo trudne. Dowiedziałem się także, że podczas porannych porządków, Marta nagle poczuła zapach olejków i wtedy wiedziała, że "mama poszła dalej".

Po tym, co przeżyłem, nie potrafię w żaden sposób o tym zapomnieć. Nie spotkało mnie dotychczas chyba nic, z czym mógłbym to porównać. Te ostatnie chwile mam cały czas przed oczami i czuję ogromny wpływ, jaki ta sytuacja na mnie wywarła. Nauczyło mnie to więcej pokory i otuliło mnie spokojem. Czuję, jak siedzi to we mnie i procentuje. Nie rozpaczam z tego powodu, nie żałuję, że tak się stało i nie mam depresji. Czuję jednak, że było to ważne i nawet dzisiaj, pisząc te słowa, jestem wciąż pod ogromnym wrażeniem tego wydarzenia.

Niech nikt głuchy na drugiego człowieka nie ośmiela się twierdzić, że jedność duchowa nie istnieje, że nie ma komunikacji mentalnej, że nie ma duszy a człowiek zaraz po śmierci rozsypuje się w proch i to wszystko. Niech nikt zamknięty w swoim ego nie próbuje dyktować autorytatywnych warunków myślenia czy postępowania z drugim człowiekiem. Jak długo nie nauczymy się oddania drugiemu człowiekowi, tak długo nie będziemy wiedzieli kim sami jesteśmy. I ciągle będziemy błądzić w poszukiwaniu nie wiedząc czego, bo za każdym razem będzie frustracja, że to znowu nie jest to.

Oby jak najrzadziej.

Ciekaw jestem, w jaki sposób Czytelnicy UKRYTEJ RZECZYWISTOŚCI przeżywali takie sytuacje... Czekam na maile pod adresem

ukryta@ukryta.eu

Wasze relacje pojawią się na stronach UR.
Serdecznie zapraszam.

 

  ZAREJESTRUJ SIĘ NA FORUM I SKOMENTUJ TEN ARTYKUŁ!
  01.03.2007
start o idei aktualności misja działania kontakt galeria download polecam
Sympozjum eksperymenty współpraca audycje rtv publikacje wizyty akcje
powered by: irko.net
Strona zaprojektowana przez: hi.Color  /  copyrite ® 2006 hi.Color  /  All rites reserved