Ukryta Rzeczywistość - logo
  Czego nie wiemy trzeba nam właśnie, a to co wiemy na nic się zda / Goethe
start - strona główna o idei aktualności misja działania kontakt galeria download polecam Wersja polska English Deutsche
 
  Ukryta Rzeczywistość > artykuły  
Sympozjum
Eksperymenty
Współpraca
Audycje RTV
Publikacje
Wizyty
Akcje
Artykuły

zapraszamy na forum

 

Współpracują z UR:

Experimentarium

Fundacja NAUTILUS

hi.Color


Poleć stronę





Napisz do nas!
Napisz!

Startuj z Ukrytą!
Startuj
z Ukrytą!


Zgłoś pomysł!
Zgłoś
pomysł!

Artykuły
Powrót

3 metry Cz. 5
Less Hoduń

Jest to trzeci  z trzech artykułów-odpowiedzi, które powstały jako odpowiedź na publikacje z 48 numeru Newsweeka z 2006 roku.

Jak to możliwe, że weryfikacja przypadków opuszczania ciała fizycznego przez pacjentów, dokonana przez prof. Blanke, nie przyniosła rezultatów, jakich byśmy oczekiwali (mam na myśli wszystkie osoby poważnie zainteresowane tematyką niewyjaśnionych jeszcze fenomenów)? Przecież zostało wybranych ponad 40 najciekawszych przypadków z ostatnich 100 lat! W końcu od profesora zajmującego się neurobiologią zawodowo (prawdopodobnie jest to też jego pasją) oczekuje się, że możliwości umysłu nie powinny mieć tajemnic przed takim człowiekiem. Naukowcem i autorytetem! Można więc wręcz wykrzyczeć: "Nie mogło nie wyjść!!!". Okazuje się jednak, że mogło. I to w bardzo prosty sposób.

Powróćmy na chwilę do interesującego nas fragmentu owego artykułu, gdzie wyraźnie zostało napisane: "Mój zespół zgromadził ponad 40 opisów niesamowitych przeżyć zamieszczonych w literaturze naukowej w ciągu ostatnich 100 lat jako przykłady specyficznych zaburzeń pracy mózgu."

Oczywiście, użyte zostały opisy przeżyć, ale zaczerpnięte tylko z literatury naukowej! A wiadomo, jak nauka dobiera sobie takie przypadki i jak je weryfikuje. Już samo stwierdzenie "jako przykłady specyficznych zaburzeń pracy mózgu" daje nam do zrozumienia, o co chodziło w tym doświadczeniu, skoro z góry założono, że są to zaburzenia i były traktowane, jako anomalie. Równie lekko sprzedaje się wśród niektórych środowisk sensacyjnie postrzegany temat podświadomego kształtowania swojego umysłu, jako "wmawianie sobie". Niby chodzi o to samo, jednak pejoratywność drugiego stwierdzenia aż bije w oczy.

Potrafię zrozumieć zachowanie prof. Blanke, jako człowieka, który boi się podjąć trudnego i niezrozumiałego w pewnym sensie (z punktu widzenia jego wykształcenia) tematu do rozszyfrowania i przetapia go na solidne ostrze mające uciąć spekulacje o fenomenie wyjścia z ciała. Nie zauważa jednak, że powstał miecz obosieczny, który godzi zdecydowanie w kierunku, jakiego konstruktor nie zakładał: w niego samego! Nie potrafię zrozumieć jednak jego postawy, jako naukowca. Ale dlaczego tacy ludzie, jak chociażby ja, niewykształceni specjalistycznie, mamy uświadamiać mu, że to on - poważny naukowiec i człowiek najparawdopodobniej elokwentny - powinien podejść do tematu z różnych stron, zanim podjął się jego końcowej weryfikacji.

Oczywiście piszę o tym nie bez kozery i mam na to podkładki w postaci relacji osób, które uwiarygodniły swoje przeżycia podając informacje, jakich znać nie powinny. Mam tu na myśli chociażby przypadek radzieckiego dysydenta, opowiadającego o swoich przeżyciach w filmie "Life after life", który powstał w oparciu o książkowy bestseller Raymonda Moody o tym samym tytule. Są tam też opowieści innych osób (w sumie jest ich sześć), które streszczają sytuacje, jakich widzieć, czy o których wiedzieć prawa nie mieli, będąc wszak w stanie śmierci klinicznej (można o tym przeczytać m.in. tutaj w artykule Sebastiana Świderskiego).

Dlaczego więc te przypadki nie zostały wybrane do weryfikacji? To proste: jak można wybrać coś, co nie mieści się w ramach nauki? Jeśli osoba leżąca nieruchomo i nieświadomie na szpitalnym stole operacyjnym (znajdując się w stanie śmierci klinicznej) twierdzi, że udała się do swojej siostry mieszkającej na drugim końcu USA, i to tylko pod wpływem impulsu myślowego, to jak nauka może przyjąć to za pewnik? Nikt przecież nie może się w ten sposób przenosić. A skoro takie opisywane wędrówki mają więcej, niż słynne 3 metry - należy je zdecydowanie odrzucić z przyczyn zerowej wiarygodności. I pomimo tego, że dalsza część opisu jest niesamowicie wiarygodna a ilością szczegółów po prostu zniewala, potwierdzając absolutnie "obecność" osoby opisującej w tamtym miejscu, to i tak nie ma to znaczenia dla nauki. Osoba ta nie miała prawa tego widzieć i sprawa zamknięta.

Ale informacje pochodzące od ludzi (oczywiście nie od wszystkich, bo scenariusze bywają różne) przeżywających takie stany mówią wszakże coś, czemu nie sposób zaprzeczyć. Podawanie chwilowych i jakże ulotnych urywków rzeczywistości, jak: widziane sytuacje, osoby, "słyszane" słowa, przytaczane opisy otoczenia, kolory, unikalne szczegóły pojawiające się czasem na ułamek sekundy - jak to się ma do fraktali czy "wrażenia" tunelu, "człowieka-cienia" czy nawet wirtualnego sobowtóra profesora Blanke? Podawanie takich odniesień w kontekście śmierci klinicznej to jak rozmowa dziadka z 16-letnim wnuczkiem, kiedy dziadek w sposobie mówienia próbuje być młodzieżowy, lecz jego słowa dowodzą li-tylko chęci przypodobania się nastolatkom. Efekt natomiast i zrozumienie są nietrafione. Podobnie widzę to w przypadku prof. Blanke, który niejako chcąc zabłysnąć "wiedzą parapsychologiczną" przytoczył znane sobie zaburzenia, które wg niego powinny idealnie wpasować się w temat, którego tak naprawdę nie zna. I pokazał to dobitnie.

Skoro już jednak pan prof. wzbrania się przed możliwością zaistnienia wyjścia z ciała, to po co np. tworzy infantylne historie o wirtualnej kopii "ja" i próbuje za wszelką cenę dorabiać temu jakieś udziwnione wytłumaczenia? Albo wyjście z ciała jest możliwe, albo nie, panie profesorze! Przecież coś nie może być zarazem i czarne i białe. Co dalej ma oznaczać, że "mózg niejako (przyp. red.) traci kontakt z ciałem fizycznym"? To traci czy nie traci? Co na takie kombinacje mówi metodologia? Jeśli traci, to znaczy, że jest to niczym innym, jak potwierdzeniem na wyjście z ciała. A fragment mówiący, że mózg może lokować "ja" czasem w wirtualnej kopii a czasem nie? Co to za wyjaśnienia? Skoro jest to takie proste, to jak to jest możliwe dla osadzonego w jednym miejscu mózgu? To znaczy, że można na siebie patrzeć z pozycji mojego "ja", czyli tak jak normalnie siebie widzimy, a czasem z zewnątrz? No to w końcu widzimy siebie spoza ciała czy nie? I jak się ma do tego stan chorobowy? To znaczy, że kiedy czujemy się w miarę normalnie (czyli nikt łaskawy nie kazał nam się leczyć psychotropami) nie możemy na siebie spojrzeć z zewnątrz, bo mózg nam na to nie pozwala, ale kiedy się rozchorujemy, już jest to możliwe? Czy to w ogóle ma jakiś sens?

A czy nikt jakoś nie pomyślał, że skoro dzieje się coś takiego, to oznacza, że jest gdzieś w nas siła, która czeka na uzewnętrznienie? Czy nie jest to impulsem mówiącym, że daje nam ona takie to, a takie możliwości? A skoro opisy i ich weryfikacja są niepodważalne, to oznacza tylko jedno: możliwość pojawienia się w naszym (szarym nieraz) życiu absolutnej rewolucji mentalnej, która może pomóc wielu osobom w wielu sytuacjach! Kiedy nauczylibyśmy się w końcu i zrozumieli, że jesteśmy niezależni od materii oraz że materia jest zależna od nas - moglibyśmy żyć w doskonałym zdrowiu, uzdrawiać innych i wieść życie tak szczęśliwe, jak jeszcze nigdy przedtem!

Cały czas możemy, tylko powinniśmy to zrozumieć.

Dlaczego więc nie można naukowo stanąć twarzą w twarz z prawdziwymi przypadkami opuszczenia ciała (że powrócę do meritum) i poddać ich solidnej weryfikacji, skoro już ktoś utytułowany się za to wziął? Co to za nauka, która porusza się niezmiennie tylko w obszarze sobie znanym i dla siebie bezpiecznym? Zamiast narzekać i stroić miny, że dzieje się coś, czego nierozumiemy, trzeba się ostro brać do pracy, bo jest wciąż coś czego jeszcze nie poznaliśmy. Jest coś, dzięki czemu możemy poszerzać swoją wiedzę o człowieku i świecie.

A jest co poznawać!

Nie bądźmy śmieszni i nie dajmy się ogłupiać. Jak długo może trwać ta sytuacja, kiedy oficjalnie nam panujący będą ciskać gromy w stronę ludzi poświęcających życie na poznawanie tego co w nas i wokół nas, a co jeszcze nie zbadane i dla wielu niezrozumiałe lub niepojęte? I choć niewidoczne, to codziennie dające o sobie wyraźnie znać? Bo jeśli nie oni, to kto będzie zaglądał tam, gdzie ani szkiełko, ani oko?

-----------------------------------
Oto zawartość i kolejność artykułów tej serii:

Mózg wcale nie magiczny
Fenomeny mózgu wg Olafa Blanke
My nieświadomi
Sprawa przypadku
3 metry

Ilustracja: www.unice.fr

  ZAREJESTRUJ SIĘ NA FORUM I SKOMENTUJ TEN ARTYKUŁ!
  08.05.2007
start o idei aktualności misja działania kontakt galeria download polecam
Sympozjum eksperymenty współpraca audycje rtv publikacje wizyty akcje
powered by: irko.net
Strona zaprojektowana przez: hi.Color  /  copyrite ® 2006 hi.Color  /  All rites reserved